Sample Image



ANDRZEJ NIEMOJEWSKI
DOBA OBECNA
W KRÓLESTWIE POLSKIEM

Nakładem redakcyi miesięcznika politycznego "Wyzwolenie".
Dobrze dzieje się obecnie w społeczeństwie polskiem. Żyjemy, dążymy, walczymy. Pokazało się, że chodziło nie o zdolność do walki, ale o możliwość tej walki.
Z chwilą, gdy owa możliwość się zjawiła, społeczeństwo wszczęło bój na śmierć i życie. Wahało się przez długie trzy kwartały i miało prawo się wahać.
Wielokrotnie już występowało pierwsze, wielokrotnie a nadaremnie wołało: "za naszą i waszą wolność!" Tego zapominać niewolno.
Wykreślone z karty europejskiej, opierało się samo na sobie, na swej wewnętrznej sile, na swej duszy.
Wśród najsroższej niewoli nietylko nie straciło swej osobowości, ale ją rozwinęło, udoskonaliło, uszlachetniło. A teraz, gdy godzina czynu wybiła, podjęło walkę. Jaką walkę?
W jakiej formie? O jakie zdobycze?
Ludzie serc przeczulonych i wszelkiego rodzaju doktrynerzy znają tylko jedną odpowiedź; tę przyjmą poklaskiem, każdą inną przekleństwem i kalumnją.
Nie chcę mówić do serc przeczulonych i do doktrynerów. Chcę raczej mówić do tych, którzy, jak się pięknie i bystro wyraził Wyspiański, "nie przefilozofowali sprawy polskiej".
Chciałbym zebrać fakty rozrzucone, do znanych dorzucić nieznane, dać jednych i drugich psychologję.
W pozornym chaosie dążeń pragnę wykazać zupełną celowość ruchu i świadomość środków, zwrócić uwagę na ten szczególny umiar pomiędzy rozumowaniem a zapałem, zimnem
postanowieniem i wprost zuchwałem wykonaniem.
Żyliśmy książką, "burzyliśmy i budowali" w książce. To minęło. Zaczęliśmy żyć czynem, burzymy i budujemy w samem życiu.
Układaliśmy programy "dla zasady"; dziś układamy je "dla czynu". Dlatego pienili się na warszawskich działaczy "ludzie zasad", którzy już zapomnieli, jak czyn się rodzi i jak wygląda; i dlatego przyłączyli się do ruchu ludzie czynu, którzy nie
zapomnieli, że wszelka zasada może mieć różne formy realizacji.
Polska dzisiejsza, to nie Polska dawna.
Ach, czy przy tych słowach znowu nie zadrżą ludzie przeczulonych serc i ludzie doktryn'?
Oni doznają szczególnego lęku; boją się, aby pokolenia żywe nie przerosły pokoleń umarłych, aby się nie zdobyły na myśl samodzielną, bo wedle ich wyobrażeń umarli powinni
rządzić żywymi, a żywi wiecznie tylko spełniać wolę testamentową nieboszczyków.
Polska, tak wypadałoby z ich historjozofji, ma się rozwijać nie wedle praw przyrodzonych, które trzeba odkryć, ale wedle planu, zakreślonego jej czy przez Skargę, czy przez Sejm
Czteroletni, czy przez jakiegoś profesora krakowskiej wszechnicy.
Inni znowu, których możnaby nazwać celnikami współczesności, obawiają się, aby ktokolwiek nie przemycił z zagranicy przeszłości jakiejkolwiek idei, jakiejkolwiek spuścizny, a
zwłaszcza demokratycznej, bo dla nich, jako, demokratów rzekomo wszechludzkiego autoramentu taka swojska spuścizna jest najniebezpieczniejsza.
Są to płodni w wichrzycielstwo doktrynerzy, których musi posiadać każda lewica. Byli i będą jeszcze.
A jednak zdarzyła się w Warszawie rzecz nadzwyczajna.
Śród chaosu partji, programów, wieców, walk dyskusyjnych i walk ulicznych, nastał moment, w którym zawołano: Niema partji!
Są tylko dwa stronnictwa: stronnictwo ludzi, którzy coś robią i stronnictwo ludzi, którzy nic nie robią!...
* * *
To, co się dzieje obecnie w Warszawie i w dziesięciu guberniach Królestwa Polskiego, zaskoczyło niespodzianie tak zwaną opinję publiczną. Dlaczego?
W Królestwie Polskiem, a nawet w Warszawie, istnieje zupełny brak jakichkolwiek źródeł poznania.
Nie mamy Sejmu, nie mamy posłów, nie mamy prasy niezależnej, nie mamy swobody stowarzyszeń, nie mamy nawet niezależnej beletrystyki, malującej życie. Stany od stanów zostały oddzielone policyjnemi przegrodami, szlachcic od chłopa, inteligent od robotnika.
Kto przeskoczył taką przegrodę, ten został uznany za politycznego przestępcę.
Nauczyć jakiegoś biedaka czytać, pisać, rachować, równało się podkładaniu dynamitu pod tron Romanowych.
Kiedy w innych krajach takim filantropom stawiają po śmierci pomniki, u nas za życia pędzono ich do cytadeli, albo deportowano na Syberję. Nędza ludzka?
Co ciebie obchodzi nędza ludzka, mówił rząd. Pragniesz wystąpić z jakąś inicjatywą? Zostaw to nam, warczała biurokracja rosyjska.
Kto nie został zastrachany "białym terrorem" i badał i szedł między lud, wglądał w życie, w rozporządzenia rządowe, w stosunek tych rozporządzeń do życia, albo kto działał,
kto budził, kto organizował, ten musiał mieć tak ciasny kąt widzenia, że nigdy nie mógł objąć całokształtu zjawisk, że musiał być stronnym, że z konieczności widział źle,
przeceniał, niedoceniał.
A że społeczeństwo silnym podlegało przeobrażeniom, przeto wytworzyły się u nas dwa rodzaje literatury informacyjnej, jeden rodzaj, którego objawem typowym "Dwadzieścia pięć lat
Rosji w Polsce, 1863 — 1888", jęk na ucisk, jęk beznadziejny, książka, do której, jakby powiedział redaktor pierwszy warszawskiego "Głosu", Józef Potocki, wydawcy tylko jeszcze
stryczek dodać powinni, aby każdy po przeczytaniu mógł się zaraz powiesić, a rodzaj drugi, piśmiennictwo partyjne, które, jak przysłowiowa liszka, chwaliło tylko swój ogon, a
jeśli było np.
socjal-demokratyczne, to, wedle słów Róży Luxemburg, "miało przedewszystkiem na celu poinformowanie czytelnika o roli socjal-demokracji" (Wybuch rewolucyjny w caracie, str. 3).
Całe ostatnie czterdziestolecie, jego dzieje wewnętrzne, przeobrażenia społeczne, myślowe, dążeniowe, wszystko to było spowite mgłą tajemnicy.
Znano fakty i to źle, a zupełnie już nie znano tych faktów psychologji.


1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 Nastepna>>